Szymon Białasik i Marcin Kabata (obaj Dział Rewizji)… to takich dwóch, którzy mają siły i fajności za dwudziestu. Tacy, którym niestraszne warunki polowe, w najbardziej ekstremalnych grupach są nie do zmachania i do każdego podchodzą z uśmiechem. Czasem w damskich gronach zastanawiamy się, gdzie ci mężczyźni… Ci normalni, męscy, z ogniem i poukładani… Dziewczyny! W górach! Jedźcie kiedyś z nami, a na razie poczytajcie wywiad.

Imponuje mi Wasz spokój, dystans, ogarnięcie… no i poczucie humoru, dzięki któremu niezapomniany jest każdy wyjazd z Waszym udziałem. Skąd Wy tacy fajni jesteście? Co Was kształtowało?

Szymon: Ja na studiach miałem propozycję występów z kabaretem, ale jakoś wolałem sport… dlatego teraz to wszystko tak zabawnie wychodzi… Śmiech to przecież zdrowie, a na szlaku, czy w schronisku zawsze jest czas by porozmawiać i w każdym tę iskierkę humoru znaleźć. Nie no luz i szydera zawsze muszą być!

Kiedy się na Was spojrzy widać, jak świetnie jesteście zbudowani, Wasza forma szaleje. Czy zawsze interesowaliście się sportem? Jakie są Wasze początki, ulubione dyscypliny i jakie treningi wykonujecie na co dzień?

Szymon: Od najmłodszych lat interesowała mnie rywalizacja, a sport to była wspaniała okazja do tego! Gry zespołowe to ja mam w jednym palcu (śmiech). To jest coś pięknego – móc wyjść gdzieś na boisko, halę, czy po prostu do lasu potrenować, poruszać się. Treningi są zróżnicowane w zależności od pory roku i okresu przygotowawczego, ale staram się: 2-3 razy w tygodniu: głównie piłka nożna i siłownia. Najważniejszym sposobem na naładowanie akumulatorów są mikrocykle treningowe, trwające do dwóch tygodni.

Marcin: Moim konikiem jest skituring, który umożliwia mi łączenie turystyki zimowej z szeroko rozumianym narciarstwem zarówno zjazdowym i biegowym. Ze skituringiem wiążę w przyszłości największe plany. Cały czas się rozwijam, nabieram nowych umiejętności.  Uwielbiam zmęczenie na podejściach. Na co dzień trenuję crossfit przeplatany z bieganiem, pracuję nad coraz większą wytrzymałością i sprawnością,  mam ochotę biec pod górę… także kto wie, czy nie zacznę jeszcze biegać w górach.

Szymon, z tą piłką to u Ciebie całkiem na poważnie.

Szymon: Związany jestem z nią od dzieciaka, całe dnie spędzało się na boiskach i nawet w lasach: kopiąc piłkę, a na tak zwanych dużych boiskach gram od trampkarza. Zajmuję się też szkoleniem młodych adeptów. Bardzo to lubię, bo przecież w dzisiejszej erze gier komputerowych to młodzieży po prostu trzeba pokazywać pozytywnie strony życia, a do takich należy sport. Mówiłem sobie, że do 40-tki gram i kończę karierę… ale zobaczymy, bo jak na razie 90 minut meczu nie sprawia mi problemu (śmiech).

Tego na jakim poziomie jest Wasza kondycja – doświadczamy w górach, kiedy biegniecie na szczyt w najbardziej zaawansowanej grupie. Co kochacie w górach? Skąd - mimo swoich możliwości fizycznych – bierzecie cierpliwość, do tych, którzy wyszli na szlak  pierwszy raz, przeliczyli się i idą w górę, tylko dzięki temu, że niesiecie także ich plecak i motywujecie?

Szymon: W górach jest wszystko, czego człowiek potrzebuje. Piękne widoki i możliwość dobrego „przeorania” się na szlakach. To właśnie tutaj człowiek staje się wolny i zapomina o tak zwanej monotonii dnia powszedniego. Kocham Tatry, więc jak mam tylko możliwość to zarażam nimi innych, a że mam radosny dar przekonywania, to udaje mi się skutecznie (śmiech). Pomoc innym to satysfakcja, a w górach wszyscy jesteśmy jedną rodziną.

Mam wrażenie, że ciągle Was nosi, często wyjeżdżacie?

Marcin: Nosi mnie cały czas jadąc mam już w planach co najmniej kilka wyjazdów do przodu. Gdy tylko wracam - układam następny.  Wcale się nie nudzę - jest tak bardzo wiele miejsc, które będę chciał odwiedzić.  Planów mam od groma, dlatego prowadzę zrównoważony tryb życia żeby mówiąc wprost – nie chorować, nie mieć kontuzji które uniemożliwiłyby realizację moich marzeń. Mam jeszcze takie może nie marzenie - a plan: posiadać samochód w którym mógłbym też nocować i gotować. Tak będę chciał podróżować i zimą i latem.

Szymon: Powiem krótko: Polska jest piękna!!! Warto jeździć, zwiedzać i aktywnie spędzać czas. Dwa weekendy w miesiącu zawsze są zarezerwowane na takie wypady, głównie w góry.

Marcin, Ty organizujesz mnóstwo wypraw dla siebie i swojego syna.

Marcin: kiedy tylko syn nauczył się chodzić – zaraz zacząłem go zabierać… wszędzie! W góry, nad morze… Nasza pierwsza zajawka to było odwiedzanie parków linowych, później był czas, ze odwiedzaliśmy wesołe miasteczka. Naszym drugim miastem jest Świnoujście, stamtąd ruszaliśmy do parków rozrywki w Belgii, Holandii, Niemiec, Danii. Często ruszaliśmy pod namiot, spanie w aucie też czasami! Zwiedzanie nadmorskich fortyfikacji – o, też był taki czas. Jeśli chodzi zaś o góry, to swoje pierwsze górskie kroki mój syn stawiał w Karkonoszach – wiadomo Chojnik, Śnieżka, no a potem Tatry… Świnica, Rysy, Giewont, miał wtedy z dziewięć lat, na Orlą Perć mój syn wszedł jako dwunastolatek. Zimą jeździmy na nartach zjazdowych, ostatnio nasz ulubiony ośrodek to słowacki Chopok, ale i czeskie, i nawet alpejskie ośrodki.

Bardzo często mogę liczyć na Waszą ogromną pomoc przy organizacji wycieczek i wypraw górskich. Skąd macie tak dobre umiejętności organizacyjne i serce do tej roboty?

Szymon: Dobra organizacja to klucz do sukcesu. Całe życie jestem członkiem drużyny, a w drużynie najważniejsza jest organizacja gry: czyli taktyka. Pewnie dlatego jestem nauczony taktycznego myślenia. A w góry zawsze lubiłem organizować wyjazdy: mapa, plecak, kompas i odpowiedni sprzęt to podstawa. Zresztą… ja mam swój plecak spakowany 365 dni w roku, zmieniam tylko ciuchy w zależności od prognoz i pory roku.
Rozmawiała Barbara Balcerska

Powrót