Piotr Witaszewski (Sekcja Systemów Logistycznych i Automatyki, Dział IT, Centrum Informatyczne Rossmann). Piotrka poznaliśmy w czasie wyprawy w góry. Pan „inteligentna, cięta riposta”, odzywający się rzadko, ale dosadnie, bawiąc do łez. Wyrusza na szlak długo przed resztą grupy i wybiera najcięższą drogę. Na szczyty często nie wchodzi, a wbiega. Zawsze uśmiechnięty, pomocny i skromny. Poza bieganiem imponuje wyczynami rowerowymi, sprawdziliśmy, nie sposób go dogonić. Marzył o długiej wyprawie i zaprosiliśmy go do rozmowy właśnie o niej.

Za Tobą potężne wyzwanie, przejście w jednym roku trzech szlaków górskich, skąd pomysł i plan?

Od kilku lat jeżdżę regularnie do rodziny, która zamieszkuje okolice Parku Narodowego Gór Stołowych. Bogactwo szlaków w tym rejonie jest na tyle duże, że pozwala na zaplanowanie wielu kombinacji tras. Zawsze jednak wędrując musiałem myśleć o powrocie w miejsce, z którego rozpocząłem marsz danego dnia, a chciałem jak więcej iść przed siebie. Nie znałem nikogo, kto mógłby mi towarzyszyć lub chociażby udzielić wskazówek, jak się do takiej długiej wyprawy zabrać.

Skąd więc inspiracja?

Jesienią 2020 roku trafiłem na materiał, którego motywem przewodnim była właśnie kilkudniowa wędrówka jednym z pasm Polskich gór, dowiedziałem się, że są w Polsce tego typu szlaki. Wiedziałem, że chcę przeżyć to po swojemu, nie opierając się na cudzych relacjach, a przede wszystkim nie mając żadnych oczekiwań. Skompletowałem sprzęt, zrobiłem test wytrzymałości, ruszając na całodzienną górską wyprawę z dwoma pięciolitrowymi baniakami wody na plecach i zaplanowałem start na czerwiec, a na pierwszy szlak postanowiłem wybrać Główny Szlak Sudecki. Wybór motywowałem tym, że kilka jego odcinków już znałem, a okolice Kotliny Kłodzkiej, gdzie przypada połowa trasy, są mi bardzo bliskie.

Bez analizy, planu i świadomości trudności… Wróciłeś cało, czyli albo miałeś mnóstwo szczęścia, albo jesteś nieprawdopodobnie wytrzymały.

Na początku faktycznie miałem wrażenie, że wszystko zaskakująco idzie po mojej myśli. Po kilku dniach na szlaku stwierdziłem, że nie jest to kwestia szczęścia, a raczej nastawienia i oczekiwań wobec siebie. Znam swój organizm bardzo dobrze, dlatego wiem, gdzie leży moja granica komfortu i wytrzymałości oraz na co mogę sobie pozwolić. Przygotowałem się - miałem przy sobie przenośny filtr, gdy nie było w pobliżu żadnego sklepu, zapewniał mi on dostęp do uzdatnionej wody z okolicznych strumyków. Niosłem ze sobą namiot, dzięki czemu zawsze miałem komfort psychiczny i mogłem w dogodnych warunkach spędzić noc, bez względu na okoliczności. Na szczęście moja wyprawa obyła się beż żadnych większych kontuzji, więc tym samym śmiało mogę powiedzieć, że los był dla mnie łaskawy.

Co było w tej wyprawie najtrudniejsze?

Cała wyprawa była dla mnie wspaniałą przygodą. Paradoksalnie aspektem, który sprawiał mi największą trudność było jej relacjonowanie. Każdego dnia umieszczałem w sieci szczegółowy opis swoich poczynań. Pisanie i redagowanie tekstu zajmowało mi zwykle około dwóch godzin, przez co często kładłem się dopiero po północy, a przecież większość dni wstawałem w okolicach piątej, będąc po całodniowym marszu. Było warto - mam dzięki temu teraz piękną pamiątkę do końca życia.

Co dało największą satysfakcję?

Każdego dnia, krok po kroku, musiałem mierzyć się ze swoimi słabościami. Wymagało to ode mnie wielu poświęceń. Realizacja zamierzonego celu, w takim czasie, na własnych warunkach jest niewątpliwie wspaniałym przeżyciem, które buduje charakter człowieka oraz wiarę we własne możliwości.

Jak się czułeś spędzając tyle czasu w samotności?

Bardzo lubię swoje towarzystwo, dlatego też zdecydowałem się na samotną wędrówkę. W tym czasie mogłem być w pełni sobą i nikomu tym nie wadzić. Czasami tylko zdarzyło mi się rozmawiać ze sobą. Przede wszystkim jednak mogłem się skupić na drodze mając czysty umysł. To nie jest też tak, że byłem całkowicie sam. Na trasie mijałem wielu dobrych ludzi. Niespotykana na co dzień życzliwość sprawia, że podejście do życia nabiera zupełnie nowego wymiaru. Niektórym jestem bardzo wdzięczny za okazaną mi pomoc.

Ile trwała Twoja podróż – dni? Ile kilometrów przeszedłeś.

Moja tegoroczna podróż trwała łącznie 24 dni. W tym czasie przeszedłem 1100 km. Podzielona ona była jednak na trzy etapy. Pierwszy z nich to Główny Szlak Sudecki (484 km w 11 dni). Druga faza mojego przedsięwzięcia to marsz Głównym Szlakiem Świętokrzyskim (96 km w 2 dni). Ostatnią częścią mojej przygody był najdłuższy szlak w Polsce, czyli Główny Szlak Beskidzki (519 km w 11 dni).

Jakie masz plany na kolejną wyprawę?

Posiadam już dwa główne cele na przyszły rok oraz kilka pomniejszych. Pierwszym z nich jest zimowe przejście Szlaku Nadmorskiego, czyli wędrówka brzegiem Bałtyku. Drugi to pokonanie drugiego co do długości szlaku w Polsce, jakim jest Szlak Karpacki. Odnośnie pozostałych planów to są nimi Mały Szlak Beskidzki, a także Szlak Graniczny prowadzący wzdłuż granicy Polsko-Czeskiej. Moją dodatkową, nieco odmienną w swoim charakterze ambicją jest marsz na dystansie 100 km, przemierzony na jeden raz.

Co doradziłbyś komuś, kto ma podobne marzenie?

Z początku podchodziłem do tematu jak do zwykłej wycieczki po górach. Po kilku dniach zrozumiałem jednak, że będzie dla mnie to coś więcej. Wspomnienia, które zostaną ze mną do końca życia, emocje jakich nie doświadczę nigdzie indziej. Na szlaku każdego dnia starałem się zostawić swoje serce, maszerując wytrwale od świtu do zmierzchu. Codziennie odpłacał mi się on swoim nieskończonym dobrem. Czułem, że nie istniało tutaj coś takiego jak problemy, były jedynie same rozwiązania. Życzę każdemu z Was powodzenia w realizacji swoich marzeń.

Rozmawiała Barbara Balcerska

Powrót