Jakub Sznyr, Magazyn Łódź. Jego zdjęcia ilustrują większość naszych Pozytywnie Zakręconych wyjazdów górskich i wspinaczkowych. Są pełne koloru, życia, mają charakterystyczny dla Kuby styl. Ma oko do emocji, które wyłapuje również w czasie licznych podróży. Jego życie nie zawsze kręciło się wokół fotografii, gór, wyjazdów. Co go zmieniło?

Gdzie uczyłeś się fotografii, kto Cię zainspirował na początku i czyje zdjęcia lubisz oglądać teraz, skąd ta pasja?

Jestem samoukiem, zacząłem w technikum, ale zamiast w ciemni, która ma swoją magię, ale wymaga cierpliwości – wolałem… zapasy. Po skończeniu 40. -tki kupiłem dobry aparat i … pierwsze zdjęcia to była porażka. Nie poddawałem się, robiłem zdjęcia w czasie wyjazdów i po powrocie z Dolomitów zacząłem pokazywać swoje zdjęcia na kiedyś istniejącym portalu Fototok. Osoby komentujące moje zdjęcia nauczyły mnie najwięcej. Słuchałem i wykorzystywałem rady, jak się później okazało – zawodowych fotografów. Ktoś mnie porównał do Aresena Adamsa, stosującego maski jeszcze w czasach analogowych - to rodzaj punktowego rozjaśniania lub przyciemniania zdjęć dla wydobycia wszystkich ważnych detali z danej fotografii, zapragnąłem wiedzieć więcej, czytałem bardzo dużo książek, robiłem dużo zdjęć i byłem bardzo pokorny.

Szczególne wrażenie robią zdjęcia par, przyjaciół, rodziców - zdjęcia na których widać uczucie. Czasem więź łączącą ludzi widać na Twoich zdjęciach, jakby była czymś namacalnym. Lubisz obserwować ludzi, portretować, pokazywać co w nich najlepsze?

To moje ostatnie odkrycie. Od kilku lat zajmuje się fotografią ślubną i okolicznościową. Spotykałem tych ludzi w momencie, w którym byli szczęśliwi i to szczęście zacząłem dostrzegać okiem swojego obiektywu. Poznanie najlepszego reportażysty ślubnego - Adama Trzcionki pozwoliło mi nie tylko na ukierunkowanie swoich poszukiwań w zakresie doboru odpowiednich obiektywów, ale też fotografowanych emocji. Najpierw bardzo dużo rozmawiam z ludźmi, którym robię zdjęcia, tłumaczę, że są one dla nich, że błysk w oku, który teraz dla siebie mają, warto zawrzeć w fotografii, bo to spojrzenie przez lata się zmieni. Będzie miłością, ale już inną. Lubię robić zdjęcia ludziom, do których czuję nić sympatii - to mi szalenie pomaga i inspiruje.

NIGDY nie pokazuję osób fotografowanych w tak zwanym złym świetle, chcę dawać tylko takie zdjęcia pełne miłości.

Góry to jedno z Twoich miejsc na ziemi?

Góry zaszczepiła we mnie w młodości mama. Karkonosze, Tatry, Kotlina Kłodzka. Super czasy, ale to było w wieku, kiedy miałem 9-12 lat. Na długo to się uśpiło, potem norma - rodzina, dom, dziecko, firma która zabierała mi większość wolnego czasu.

Co Cię z powrotem do nich przyciągnęło?

Gdy skończyłem czterdziestkę, w swoje urodziny obudziłem się w kolejnym takim samym hotelu, z takim samym basenem, tą samą nuda. W prezencie wykupiłem Rafting -spływ pontonowy w Turcji. Coś we mnie drgnęło. To było to - adrenalina. Zacząłem chodzić na ściankę wspinaczkową, wtedy też kupiłem aparat, bez pomocy biura podróży zorganizowaliśmy z przyjaciółmi wyprawę w Dolomity. Staram się podróżować w miarę swoich możliwości (finansowych).  Do tej pory były góry Dolomity, Alpy czy nasze Tatry. W moim przypadku to ciekawe o tyle, że w swoich górskich wędrówkach, jak do tej pory nie spotkałem butów które nie powodują cierpienia moich stóp. Na szczyty wdrapać się ok ale ile niecenzuralnych słów wyrzucam z siebie wie tylko ten kto było moim towarzyszem podczas moich eskapad.

Co jest w górach i wspinaczce dla Ciebie tak emocjonujące, że stały się pasją Twojego życia?

To poczucie boskości gdy jest się na szczycie, gdy twoje problemy w zestawieniu z pięknem, które masz u stóp - nie maja żadnego znaczenia. Wspinaczka natomiast to relaks, to chwila gdy liczą się tylko: skała, partner który Cię asekuruje i ta...cholerna adrenalina, gdy musisz wykonać kolejny przechwyt i nie jesteś pewien czy go utrzymasz czy polecisz w dół. Zaznaczam jednak, że mając odpowiednią asekurację i wiedzę jest to sport jak najbardziej bezpieczny.

Po tej wyprawie w Dolomity ruszyłeś w świat?

Ostatnio moje ścieżki prowadzą w kierunku azjatyckim. W moim domu rodzinnym moja mama kupował taki tygodnik –„Poznaj świat”. Szczególnie utkwiły mi w pamięci zdjęcia kobiet o długich szyjach. Plemię to zamieszkiwało pogranicze Birmy i Laosu. Te tzw. długie szyje kobiety zawdzięczały specjalnym obręczom zakładanym na ich szyje co roku. Potocznie myśli się, że im te szyje się wydłużają, prawda jest jednak brutalna i bolesna. Te obręcze łamią im obojczyki i to daje efekt długości szyi. Mając taki obraz w pamięci sprzed lat – wzruszyłem się, gdy je spotkałem nad Jeziorem In Lake w Birmie i sam mogłem im te zdjęcia zrobić.

Aparat masz zawsze przy sobie?

Bez względu na rozmiar moja nikonowska lustrzanka...zawsze i wszędzie. Ciekawe jest to, że jak jesteś otwarty na przygodę i na ludzi to ona się zjawia i ludzie się do Ciebie uśmiechają. W Doha spotykam stary zakład fotograficzny, należący d fotografa szejka Qataru...przypadek może...ale ? W Wietnamie spotykam ludzi którzy ma mój cudaczny widok uśmiechają się do mnie i zapraszaja na plażowe piwo.W Hanoi o 6ej rano spotykam dziewczyny, które z kolei ja rozbrajam swoim uśmiechem... Razem robimy masę zdjęć, to jest swoista interakcja. Ludzie na całym świecie odpowiadają ciepłem na ciepło. Nastawiam się na ludzi, na spotkania z nimi i tak się dzieje: czy to jest przepiękne Hoi An w Wietnamie, czy w Pekinie w Zakazym Mieście. Teraz na celowniku mam Iran, może się uda… Trzymajcie kciuki.

Rozmawiała Barbara Balcerska

Powrót