Wywiad z Iwoną Kopcik (sklep 1085, Sosnowiec). Dziewczyna z talentem do dziergania, niezwykle aktywna uczestniczka naszych warsztatów online, która udowadnia, że rozbudzają one pasję, talent i dają umiejętności od podstaw. Iwona nie tylko dzierga, ale i … a nie, o tym poczytajcie sami!

Kiedyś, przy okazji Dnia Włóczykija, zgadałyśmy się na facebooku, że sporo jeździsz rowerem, sama bez planu, za miasto. Opowiesz?

Wycieczki rowerowe zaczęły się u mnie na tak zwanym spontanie, jakieś 5 lat temu. Wybieram się zawsze sama, lubię wtedy jechać swoim tempem i to przeważnie są Sosnowieckie Stawiki albo tam gdzie mnie koła poniosą, albo u babci na wsi, kiedy ją odwiedzam.  Mieszka w województwie łódzkim i tam mam już swoje rowerowe szlaki, podziwiam jak w ciągu roku zmieniła się wieś, krajobrazy ją otaczające, lubię wtedy zatrzymać się i słuchać śpiewu ptaków albo pociągów (śmiech).

 

Dużo Cię nosi? Jakie wyjazdy z Zakręconymi Cię zainteresowały?

Wycieczki z wami zaczęły się od pierwszych metamorfoz w Krakowie. Wtedy namówiła mnie koleżanka z innego sklepu w moim regionie. A potem to już się zaczęło, nie tylko
z Zakręconymi, ale też wyjazdy z Działem Zarządzania ZFŚS. W trakcie wycieczek pokonywałam swoje lęki! Pierwszy to lęk wysokości, panicznie się boję, mam wrażenie że zaraz spadnę a tu Most Bastei i Twierdza Koninghstein. Drugi – nieśmiałości - może trudno w to uwierzyć… ale taka byłam. Zawsze wolny czas spędzałam w domu. Ale dzięki Rossmannowym wycieczkom to zniknęło, poznawałam osoby z całej Polski i nie liczył się region, sklep, wyjeżdżała po prostu jedna wielka rodzina Rossmanna. I tu pozdrowienia dla wszystkich osób z którymi byłam!

Co sprawiło, że mimo nieśmiałości zdecydowałaś się jechać z – wtedy jeszcze - zupełnie obcymi ludźmi?

Czasem kogoś znałam – na przykład do Saksonii jechałam z dziewczynami z Siemianowic na czele z panią kierownik Justyną, którą już kiedyś poznałam na towarowaniu sklepu. Trochę lęk był..,  bo znałam pięć, sześć osób, a na wyjeździe tłum osób, to przyznasz wyczyn dla takiej osoby jak ja. Odwagi (a raczej skrzydeł!) dodawało mi przebywanie z grupą. Dzięki wyjazdom zawsze staram się nawiązać relacje. Takie najtrwalsze mam po wyjeździe do Grecji, gdzie z niektórymi osobami utrzymuje kontakt. Czy to workplace czy facebookowy Messenger – kontakt kwitnie.

Zrobiło się jeszcze aktywniej…

… i przyszła pandemia. Wszelkie wyjazdy odwołane, więc w głowie myśl: co Ty teraz zrobisz? Zawsze miałaś zajęcie”. I tu na ratunek wyszliście wy organizując warsztaty on-line. Moim marzeniem zawsze było nauczyć się szydełkować, czy robić na drutach, jednym słowem dziergać. Nie zapomnę jak dziś , przegapiłam warsztaty z szydełka i Ci pisałam czy będzie druga tura. Twoja odpowiedź była dla mnie zbawieniem! A jak zobaczyłam wniosek to o rany nie chciałabyś widzieć mojej miny (śmiech). A jak napisałaś zwrotnego e-maila i Sms-a o dostaniu się to aż miałam ochotę Cię przytulić!

A ja Cię właśnie z rowerem kojarzyłam, a tu zgłoszenie na rękodzieło…

Pierwszymi warsztatami były komin XXL chyba, później druty na to liczyłam najbardziej nie ukrywam. Zawsze podziwiałam prace mojej babci wykonane na drutach  - skarpetki do wyboru do koloru, swetry, szaliki. I co moje marzenie się spełniło. Wtedy mogłam "równać babci " (śmiech).

Nie uczyłaś się dziergania wcześniej?

Nie i przed pierwszymi warsztatami z drutów miałam trochę obawy. Czy naprawdę się nauczę. Pytań w głowie miałam mnóstwo: czy ktoś nauczy taką osobę jak ja? Przecież nigdy nie miałam z tym do czynienia. Jeszcze nie widzę tej osoby na żywo. Jakieś łańcuszki? Oczka prawe, lewe? Ściegi? To dla mnie była czarna magia. Ale dzięki pani Agnieszce, a teraz Agnieszce, Adze bo chyba już możemy to powiedzieć, bo stała się jedną z nas rossmanką, więc jak to mówi Aga na chyba każdych warsztatach: "chwyciłam bakcyla". I tu zaczęłam robić szaliki, opaski, papućki. Zaczęło się wertowanie stron czy filmików na YT " opaska na drutach" itp. Później jak zobaczyłam warsztaty z szydełka to było coś. Mówiłam sobie: " jak ogarnęłaś druty ogarniesz i szydełko". I tak się stało. Pierwszy był dywanik, kolejne i kolejne. Gdy rodzina zauważyła że to "chwyciłam" spytali się co chcę dostać na urodziny. Moja odpowiedź brzmiała: wiadomo że włóczkę! Robótka na szydełku pochłania dużo czasu
i czasami nerwów… Nerwów na przykład gdy robimy słupek a miało być oczko (śmiech). Albo na przykład robiąc ze schematu (akurat dla mnie to jest przejrzyste) zrobimy dwa czy trzy razy ten sam rządek…

Wiem, wiem… Ty naprawdę uczestniczysz chyba we wszystkich naszych dzierganych warsztatach!

Ale nie była bym sobą gdybym nie podniosła sobie poprzeczki wyżej. Wymyśliłam sobie że wydziergam coś z ubioru. Było to 3w1 (top, bluzka, spódniczka). Robiłam to z tej włóczki „urodzinowej” - 2000 m w 2 miesiące. Postanowiłam sobie, że muszę skończyć to do urlopu. Nie uwierzysz ale dzień przed urlopem po dniówce (14-21) skończyłam o 24!!! Robiąc czy to serwetki czy coś innego zawsze mówię sobie 3-4 rządki i koniec. Nie jest tak (śmiech). Zawsze jest 5 i więcej... Potrafię czasami siedzieć nawet do 1 czy 2 w nocy aż mi oczy się nie zamkną.

W pewnym momencie w komentarzach pod naszymi postami na profilu PozytywnieZakreceniwRossmannie, zapraszającymi do udziału w warsztatach, pojawiło się określenie ROSSplotki. Od razu je kupiłam, domyśliłam się, że chodzi
o nasze Rossmannki i Oplotki, czyli firmę Agnieszki, prowadzącą dla nas część dzierganiowych warsztatów…

Tak! Nazwa powstała po prostu na spontanie. Na jakichś warsztatach ktoś napisał na czacie team ROSSplotki i tak się przyjęło. Nawet Aga śmiała się, że jest łatwo szukać nas na instagramie oznaczając Rossplotki (śmiech). Mamy grupę, na której wymieniamy się doświadczeniami, inspirujemy wzajemnie, czasami nawet wymyślamy jakie można by zorganizować warsztaty i podsyłam te pomysły Wam. Grupa na workplace "rossSzydełkowani" gorąco zapraszam każda osobę, która chciałaby się pochwalić swoim rękodziełem, czy nawet wymienić swoimi pracami. Mimo tych samych warsztatów przykładowo torba każdej z nas wychodzi inny wzór, rozmiar. W domu przybywa coraz więcej zrobionych rzeczy, mam też kilka zamówień u rodziny. Zaczęłam również chodzić po second hand'ach, gdzie można upolować fajna włóczkę po niskiej cenie.

Czyli poza rowerowymi wyprawami i wycieczkami masz teraz jeszcze nieokiełznaną pasję rękodzieła?

Tak, ale moją kolejną wielką pasją jest masaż. Zaczęło się w latach młodości, gdzie mama chciała żeby ją na przykład głaskać (wtedy nie wiedziałam że to technika i że już wykonuję masaż!). Wkręciłam się w to: zaczęłam oglądać filmiki, czytać o równych rodzajach masażu. Poszłam także do szkoły medycznej z tym kierunkiem. Ciężko było, ale tytuł technika jest! Najbardziej podobały mi się praktyki w szpitalu. Gdzie widzisz rezultaty pracy z pacjentem. Gdy robiąc masaż łagodzisz ból. Widzisz tą radość w oczach pacjenta. Masuję teraz całą rodzinę! Kolejna pasją jaką odkryłam dzięki wam są własnoręcznie zrobione świeczki. Lubię wieczorami zapalić taka świeczkę i cieszyć się jej zapachem. Takie świeczki wykonuje sama. Podłużne świeczki kroję na małe, kąpiel wodna, ulubiony zapach (przeważnie cytrynowy bo takie lubię), kawałek sznurka ( sznurówki starej) i gotowe!

Oglądam zdjęcia Twoich prac i to cuda jakieś! No ta spódnica!

To tylko 811 oczek nałożone na gumkę. Wzór nie z warsztatów. Chusta to Bruinen autor Jasmin Räsänen. Inspiracji zasięgam z Pinterest, You Tube (ByKaterina designs, Karolina szydełko to takie dwa moje ulubione kanały, ale jest naprawdę sporo ich), Instagram czy nawet Facebook.

I Ty naprawdę nie szydełkowałaś przed naszymi warsztatami?

Naprawdę nie (śmiech). Wiem, trudno w to uwierzyć. Ale tak było!
Rozmawiała Barbara Balcerska

Powrót