Każdą z nich poznaliśmy przy okazji Pozytywnie Zakręconych akcji, Olę Rytczak (Dział Księgowości) – na kursie fotografii, Kasię Rogacką (sklep 475, Wrocław) u Lokusza, gdzie poznawała jeździectwo naturalne, Asię Śmigaszewską (sklep 371, Busko) przy okazji organizowania wyjazdu konnego. Trzy różne miasta, ona same – jeszcze się nie znają, kiedy to nastąpi – rozpoznają się po tym samym błysku i cieple w oku. Co je wywołuje? Miłość do zwierząt, troska o nie, walka o ich prawa, ogromna ilość poświęcanego im czasu. Mogą opowiadać o nich godzinami, a my godzinami słuchać. I jesteśmy pod wrażeniem. Poznajcie dziewczyny, ich podopiecznych, zainspirujcie się i sprawdźcie, co Wy możecie zrobić, jeśli chcecie zwierzakom konkretnie pomóc.

Mieszkanie Kasi ma kilkanaście metrów kwadratowych, mimo to znalazło się w nim miejsce, dla ogromnej klatki i stada 10 szczurów. Kasia bierze udział w wyjazdach Pozytywnie Zakręconych, ale nigdy nie ma jej od początku do końca weekendu, bo… nie chce zostawiać stada samego na tak długo. Brunetka pełna ciepła, z tatuażem przedstawiającym… kota (z przekory!). Od Kasi dowiedzieliśmy się, że szczury mają rodowód, że istnieją wystawy, na których prezentowane są te najpiękniejsze, że szczury z laboratoriów można adoptować i że interwencje, adopcje i domy tymczasowe, to nie tylko sprawy dużych zwierząt, ale i tych małych.

Mimo intensywnej pracy i niewielkiej ilości czasu – znajdujesz czas na opiekę nad zwierzętami. Jak to robisz?

Zazwyczaj udaje się bez większego kłopotu pogodzić wszystkie sprawy - obowiązki i przyjemności. Schody zaczynają się gdy pojawiają się jakieś problemy np. choroby zwierzaków. Wtedy opieka nad nimi wymaga ode mnie wiele i wiąże się z wyrzeczeniami - kolejny sezon w tych samych trampkach, bo konieczna była operacja, brak snu, bo malucha trzeba pilnować po zabiegu, albo na sygnale w środku nocy pędzić do lecznicy. Przy dużym stadzie ciągle coś się dzieje. 

Jak często udaje Ci się z nimi spędzić czas?

Staram się poświęcać im jak najwięcej czasu. Szczury potrzebują wybiegów poza klatką. Moje stado prawie codziennie ma zapewnione 2-3h biegania po zabezpieczonym pokoju. Wieczorem otwieram klatkę, rozkładam koc na podłodze, siadam, a one buszują. Czytam książkę, słucham muzyki, oglądam filmy lub szyję hamaki-mebelki do ich klatki. Co chwilę któraś przychodzi, domaga się pieszczot i głaskania lub zaczepia do zabawy. To mój ulubiony moment dnia. Mijają wszelkie stresy i smutki. Szczury są ze mną nieprzerwanie ponad 10 lat. Przygoda zaczęła się gdy odwiedziłam znajomego, który miał w domu szczura. Wcześniej nigdy nie myślałam o nich jak o zwierzątku domowym. Raczej jak o szkodniki z piwnicy - czyli jak większość ludzi. Jednak gdy zobaczyłam, jak cudowną relację ma mój kolega z Dżumą - przepadłam. Zapragnęłam takiej przyjaźni. Miesiąc później pojawiła się u mnie Fibi, moja pierwsza szczurzyca. 

Skąd się u Ciebie wzięła?

Niestety popełniłam podstawowy błąd i kupiłam ją w sklepie zoologicznym. Później dopiero dowiedziałam się jak okrutny potrafi być los zwierzaków w takich miejscach i skąd się tam biorą. Nie wolno napędzać biznesu opierającego się na cierpieniu zwierząt. Kolejne moje zwierzaki pochodziły już z adopcji - uratowane ze złych warunków, z interwencji, wyciągnięte z laboratorium lub kupione w zarejestrowanych hodowlach SHSRP (Stowarzyszenie Hodowców Szczurów Rodowodowych w Polsce). 

Co cię przyciąga do szczurów? Czy w jakiś sposób wyrażają swoją więź z człowiekiem?

To takie miniaturowe pieski. Są wrażliwe na nasze nastroje, doskonale wyczuwają emocje. Są troskliwe i empatyczne. W stadzie ich relacje są niezwykle bogate. Mają hierarchię. Człowieka traktują jak członka stada, więc można liczyć na czułe iskanie, buziaki. Gdy wracam z pracy czeka już na mnie gromada wisząca na prętach klatki. Pchają się żeby dostać choć głaska lub drapanko za uszkiem. Reagują na imiona, chętnie uczą się sztuczek - to niezwykle mądre i zdolne zwierzaki. Fascynujące są ich zachowania i więzi. Potrafią tęsknić i umierać z tęsknoty - tak silnie są stadne. Szczur samotny, to szczur nieszczęśliwy! Dlatego zawsze muszą być minimum dwa tej samej płci. 

Niestety szczurki krótko żyją, a przy tym często chorują. Trzeba o tym wiedzieć decydując się na te cudowne zwierzęta. Ludzie nie zdają sobie sprawy jak wymagająca potrafi być opieka nad nimi. Przecież to "tylko gryzoń". Jak każde zwierzę wymaga godnych warunków - odpowiedniej klatki (minimum na dwa szczury 70x60x40cm), właściwego żywienia. Ważna jest też opieka weterynaryjna. Nie każdy weterynarz zna się na gryzoniach. Koszty leczenia też potrafią być zaskakująco wysokie. Z tych powodów często szczury są oddawane, wyrzucane, zaniedbywane. 

Istnieje wiele fundacji pomagającym zwierzętom, z jaką Ty współpracujesz, którą możesz polecić, jak ktoś kto chciałby pomóc – może to realnie zrobić?

Jedną z największych obecnie jest fundacja Viva Gryzonie! Mają wolontariuszy i domy tymczasowe w całej Polsce. Pomóc może każdy. Łatwo można odnaleźć na facebooku profil fundacji i ich oddziały. Można przekazać karmę, ściółkę. Często potrzebna jest pomoc w transporcie zwierzaków lub przekazanych darów. Można też wpłacać pieniądze na konkretne zwierzaki czy interwencje - organizowane są zbiórki i akcje lub wpłacić po prostu na główne konto fundacji. Z racji tego, że ogromna ilość zwierzaków jest w potrzebie, to i pomoc potrzebna jest zawsze i w każdej formie.  

Czy zdarzyły Ci się przypadki interwencji, które najmocniej zapadły Ci w pamięć? Lub historia, która do tej pory wywołuje uśmiech na Twojej twarzy?

Najbardziej zapadła mi w pamięć interwencja z listopada minionego roku. Fundacja Viva Gryzonie została poproszona o pomoc i zabranie ok 30 szczurów. Po wejściu do małego mieszkania okazało się, że problem jest o wiele większy. W rezultacie wolontariusze spędzili tam kilka dni, wyciągając w sumie prawie 400 szczurów. Zwierzęta były wszędzie - w klatkach, meblach, podłogach, ścianach. Żyły w potwornych warunkach. Chore, głodzone. Ogromna tragedia, którą spowodowała bezmyślność i okrucieństwo ludzi. Sporo z nich do tej pory przebywa w fundacji i w domach tymczasowych. Mała część znalazła domy stałe. Są to trudne szczury. Nigdy już nie da się ich zupełnie oswoić. Wymagają wiele pracy, cierpliwości i miłości. Mam dwa "ogony" z tej interwencji. Venus nie ma jednej nóżki, nie ma paluszków, połowy ogona i połowy uszek. Zorro ma deformację czaszki, również braki w paluszkach. Przykre ile krzywdy i bólu zaznały. Staram się ze wszystkich sił żeby teraz niczego im nie zabrakło.

Obecnie mam dwa stada, w sumie 10 szczurków: Zorro i Venus oraz Odyseja, Xavi, Freya, Lady Snow, Karmel, Bonnie Blue, Mona i Lisa. Dla mnie to 10 powodów do uśmiechu.

Ola – subtelna, delikatna, uśmiechnięta, nie jeździ zbyt często na wyjazdy Zakręconych, bo kto wpadnie do kotów? Ale jeśli gdzieś się jednak wybierze, to kociakom wszystko doskonale zorganizuje, przemyśli, zapewni. Kobieta Anioł, także dla ludzi. Do kociarni wpada CODZIENNIE rano, przed pracą, by nakarmić i podać ewentualnie leki. Raz w tygodniu pełni czterogodzinny dyżur, gdzie musi nakarmić, posprzątać i co najważniejsze (bo nie odpuszczą) „wymiziać” i wybawić ok 15 kotów.

Czy wydarzyło się coś szczególnego, że zajęłaś się zwierzętami, czy to kwestia przypadku, a może towarzyszą Ci od zawsze?

Tak, spłakałam się będąc dzieckiem, kiedy dowiedziałam się co człowiek może zrobić z niechcianym, ślepym miotem kotów i psów. Wrażliwość posiadamy od urodzenia, musimy ją tylko pielęgnować by jej nie zatracić. Zwierzęta to są nasi bracia mniejsi, których nie zawsze rozumiemy lub nie chcemy zrozumieć. Ktoś musi mówić w ich imieniu.

Zwierzęta zawsze były obecne w moim życiu, a nie pochodzę z domu gdzie rodzice mieli wcześniej zwierzę w domu. Jednak czy były  u babci, czy na działce u cioci, czy u sąsiadki, kochałam je wszystkie.

Co takiego jest w Twoich podopiecznych, że stały się pasją Twojego życia?

Ich charakter. Dużo ludzi twierdzi, że koty to są indywidualiści, chodzą swoimi ścieżkami i człowiek im nie potrzebny, no chyba, że do napełnienia miski. A tak nie jest do końca. Koty mają niesamowitą wrażliwość, przywiązują się nie tylko do miejsca ale i do swojego opiekuna. Powszechne przekonanie jest takie, że kot sobie zawsze poradzi. A wcale tak nie jest. Często, my jako fundacja, spotykamy się z sytuacją, że gdy umiera człowiek jego koty zostają w domu same. Spadkobiercy biorą wszystko tylko nie koty. Potrafią otworzyć im drzwi i po kłopocie. Udomowione koty rzadko kiedy sobie radzą na wolności. Nie potrafią upolować myszy czy ptaka, a gdy trafią do miejsca gdzie dokarmiają karmiciele, przeganiane są przez koty wolno żyjące. Jeśli kota udomowiamy bądźmy za niego odpowiedzialni.

Co Cię do nich przyciąga?

Energia jaką potrafią przekazać, która poprawia humor. Wystarczy na nie popatrzeć jak wariują, obserwują świat, polują na kawałek folii. Telewizor nie jest wtedy potrzebny.

Wspomniałaś o fundacji, możesz o niej powiedzieć więcej?

Jestem wolontariuszką Fundacji Kotylion. To łódzka grupa Vivy. Tę fundację znam od środka, więc polecam całym sercem. Kotylion jest fundacją, która głównie pomaga kotom po osobach zmarłych, porzuconym. Zdarza się też, że wyciągamy cięższe przypadki ze schroniska. Zdobywamy finanse prosząc ludzi o pieniądze na FB czy przez stronę kotylion.pl, sprzedajemy kalendarze, torby z naszym logo lub wystawiamy rzeczy na bazarki. Czasem dostajemy dary w postaci jedzenia czy żwirku od firm np. niedawno od Rossmanna ale też i od osób prywatnych. Przydaje się wszystko: jedzenie, żwirek, środki czystości, zabawki, suplementy.

Pomoc to też wolontariat, ponieważ jest nas naprawdę mało. Nasz lokal mieści się na Teofilowie, to blisko siedziby Rossmanna. Może ktoś by chciał go zobaczyć lub blisko mieszka, ma trochę wolnego czasu, kocha zwierzęta? Zapraszamy serdecznie.

Dom tymczasowy dla kociąt to najbardziej pożądane miejsce w sezonie. My nie możemy maluchów przyjmować do lokalu, bo to dla nich bardzo niebezpieczne miejsce ze względu na zarazki. W tym roku jest ogromny wysyp kocich dzieci. Dlatego tak bardzo poszukujemy i apelujemy o DT.

Konie od zawsze były miłością i pasją Joanny. Były marzeniem z racji kosztów utrzymania i braku miejsca. W podstawówce pomagała w hipoterapii prowadząc konie w zamian za możliwość nauki jazdy. Trzy lata temu w jej miejscowości i życiu pojawił się On - koń marzeń  -Lolek, z fundacji Viva, który skradł jej serce i cały wolny czas.

Jak poznałaś Lolka?

Fundacja oddała Lolka pod opiekę małżeństwa które miało się nim zajmować gdyż koń jest wiekowy i dużo złego już w życiu przeszedł.... Widząc, że ludzie u których koń się znajdował nie są odpowiednimi ludźmi do zajmowania się zwierzętami postanowiłam zająć się nim. Przy pomocy fundacji udało się go odebrać i jest teraz ze mną. Rok który tam spędził był ciężki dla nas obojga: bywałam u niego prawie codziennie, woziłam mu wodę zimą i jedzenie… Kiedy pracowałam od rana - w stajni byłam już o 6.00 ,by wyprowadzić go na spacer dać pić i jeść, gdyż małżeństwo które miało się nim zajmować, nie widziało potrzeby, by wypuścić go, czy napoić…

Ten koń wybrał mnie na swojego właściciela: potrafił poznać mnie po aucie, odchodził od swojego stada i rżąc podchodził do wyjścia, żeby się przywitać.

Czy Lolek mieszka u Ciebie?

Udało się go przenieść do mojej koleżanki, gdzie stoi z innymi końmi niczego nie brakuje. Jestem u niego prawie codziennie, zabieram do domu, drogę zna już na pamięć, gdy otwieram tylko bramę obiera kierunek dom... i mimo że chciałabym jechać w inne miejsce, to ciężko go przekierować...

Czy jego życie jest już usłane różami?

Bywają ciężkie chwile gdyż Lolek jest chory ma niewydolną część płuc i ciężko mu się oddycha. Pamiętam jego pierwszy atak duszności, gdy on tracił oddech - ja stałam płacząc. Musiałam mu podać zastrzyk domięśniowy ze sterydu, żeby się nie udusił...

Wierzcie mi, nie jest łatwo przebić skórę konia, wbić całą wielka igłę i podać lek tak, by koń z powodu bólu nie zrobił mi krzywdy. Zawsze robię wrażenie na weterynarzu, kiedy szczepię Lolka nie zamkniętego w boskie, a na wolności, trzymając jedynie za kantar.

Nigdy nie zrobił mi krzywdy, mimo że jest zwierzęciem dużym i było mnóstwo różnych sytuacji...

Bywało niebezpiecznie?

Kiedyś przeskakując rów źle obliczyłam odległość, uderzyłam głową w słupek, chyba na chwilę mnie zamroczyło, bo pamiętam skok i później tylko parskanie Lolka nad moją głową. Koń stał nade mną jak się ocknęłam i pilnował, by inne konie mnie nie stratowały.

Ten koń naprawdę Cię lubi…

Za każdym razem kiedy wchodzę na podwórko wita mnie rżeniem. Takim cichym zawsze mnie to rozczula ... Za pomocą fundacji Viva uratowałam jeszcze jednego konia, który jest pod dobrą opieką moich znajomych. Jednak to Lolek skradł mi serce, mimo że ma ciężka chorobę i podeszły wiek obiecałam mu że do końca będziemy razem...

Współczuję moim koleżankom z pracy biedne muszą wysłuchiwać moich ciągłych opowieści o Lolku... czasem mają chyba już dość, ale znoszą to cierpliwie... moje Kochane pozdrawiam załogę 371 Busko!

 

Dziewczyny współpracują z Fundacją Viva, jej pododdziałami:
ul. Kawęczyńska 16 lok. 39
03 - 772 Warszawa 

Jeśli nie macie możliwości pomóc osobiście lub rzeczowo, podajemy numery kont:
Viva Gryzonie: 47 1600 1462 1030 9079 0000 0006
Kotylion Viva: 20 1600 1462 1030 9079 0000 0007
Viva Konie: 53 1500 2080 1220 8000 0100 0000


Rozmawiała Barbara Balcerska

Powrót